czwartek, 28 lutego 2013

Rześki Afrykańczyk przed półmetkiem - 3 pkt

Hill & Dale Pinotage 2011






Półka - na wysokości głowy

Gdzie i czemu tak drogo - Winosfera i 39 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Może nawet być (3 pkt.)



Dzika winna doskonałość z gorącej wyspy byłaby wspaniałym remedium na tę wiosnę, co tak nie chce przychodzić. To skoro gorąco nie chce przyjść do nas, ja muszę wyciągnąć rękę po nią. Australia czy Afryka? Hmm. Afryka i jej nieodrodny "synek" - Pinotage z RPA.

Hill & Dale Pinotage 2011 stał na wysokości kolan i ma dopiero dwa latka niecałe, więc charakteru nie nabrał. Albo raczej zachował - jak okazało się po odkorkowaniu - świeży i nieco cierpki. Bo tak po pierwszym już łyku czuć, że ten winiacz nie ma dużo z mocy "klasycznych" pinotaży.

Ma za to przyjemny rubinowy kolor z biskupimi refleksami. Jeśli ktoś nie lubi cierpkości, to dobrze trafił. To wino jest wyraźnie mięsiste, smakuje nieco jeżynowo, nieco wiśniowo, może gdzieś tam w głębi tłuczą się jakieś echa lodów waniliowych. Po przełknięciu pozostają przyjemne słodkie wrażenia…

Co najlepsze - alkohol, którego tu mamy pod dostatkiem (14 proc.), wcale nie dominuje ani w zapachu, ani na podniebieniu. Całość dobrze smakuje z mocnym wyrazistym serem, ba, z pleśniakiem także! Ale czegoś mi zdecydowanie brakuje? Może pewnej "mocy", którą chowają w zanadrzu inne pinotaże, o bardziej zdecydowanej barwie, bardziej skoncentrowanym, gęstszym jakby smaku.

Tamte uważałbym za lepsze. Niewykluczone, że są starsze. Ten taki zły nie jest, ale zostawia nas tak w niedosycie tuż przed półmetkiem do doskonałości. Jakbyśmy chcieli przejść przez mur, ale utknęli tuż przed jego szczytem i nawet nie zobaczyli, co się dzieje po drugiej stronie. A to oznacza, że jest to…
 

Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!

środa, 27 lutego 2013

Nieco jodynowy Hiszpan potrafi uspokoić - 5 pkt

Enate Somontano 2009



Półka - na wysokości głowy

Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 24,99 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (5 pkt.)

 
W poszukiwaniu ukojenia po szaleństwach spod znaku malbec i syrah (ten ostatni to podstępny szczep, że hej!) sięgnąłem po wino, które obiecywało składem spokój, umiar i wyważenie. Składem, bo mazaj na etykiecie - kobieta w japońskim kimono (?) - raczej ostrzega, że może się tu dziać coś niepokojącego.

Czy wino spokojne może się okazać winiaczem doskonałym? Kolor niby rubinowy, ale pod pewnym kątem ma lekkie brązowe refleksy. W zapachu nos najpierw atakuje alkohol (aż 14,5 proc. - to pewnie ten niepokojący akcent w kimono), ale później jest troszkę dżemiku - przez ten alkohol takiego na skraju fermentacji.

Wystarczy potrzymać parę kwadransów w kielichu i wyraźnie łagodnieje - alkohol troszkę paruje, pozostawiając samą słodycz i kandyzowane owoce.

W smaku ten winiacz jest rzeczywiście spokojny, choć zarazem charakterny. Nie atakuje ślinianek, nie ściąga ust. Są dżemowe aromaty, słodycze lekko jakby waniliowe i troszkę jagód. Na końcu coś jakby octowego… Wyczuwam też troszkę jodyny - pachniała nią apteczka babci. Na szczęście tym winem nikt nie każe smarować zadrapań czy skaleczeń. Uff...

Najpyszniej mi się piło to wino, gdy pozostawiłem na dnie kieliszka maleńki łyczek i porządnie rozkręciłem. To winiacz doskonały? Bez wątpienia dobry, chociaż do doskonałości mu brakuje - tak z ośmiu godzin napowietrzania (na butelkę) i co najmniej dwóch punktów w mojej skali.

 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

wtorek, 26 lutego 2013

Kulturalna degustacja nie tylko w ciemno

Jak Francja z Hiszpanią walczyła

Kieliszki i przekąski na beczkach, wokół amatorzy-klubowicze niedrogich, choć pysznych win, atmosfera "stojącego" rautu - zupełnie jak w ambasadzie! Taki był winny poniedziałek czyli czwarte spotkanie miłośników dotrzechdych. W miejscu niezwykłym, bo scenerią był Winebar Tapas y vino w Warszawie przy Ogrodowej 58. Niezwykłym, bo to kameralny bar, w którym można usiąść, wybrać spośród wielkiej ściany butelek jedną i - w tej samej cenie, bez upiornego korkowego - skosztować na miejscu! A wybór win - z oferty Kondrat Wina Wybrane - jest imponujący.



Pięć win - liczba już chyba tradycyjna dla tych spotkań. Pierwsze wino? Niespodzianka do "zdemaskowania" podczas ślepej degustacji.
Ładne białe wino, o bardzo jasnym słomkowym kolorze, ale zaskakujące, bo lekko kwaskowate, owocowe. O nieco stłumionym i dyskretnym zapachu. Idealne może nie tyle na stojący raut, ile na picie letnim wieczorem na tarasie z widokiem na las. Do tłustego sera i owoców morza… To Picpoul de Pinet Beauvignac z Langwedocji. Bardzo pyszny francuski winiacz na 3 punkty w naszej skali!


Jego kuzyn, smakowany w drugiej kolejności - Sauvignon Blanc Beauvignac - ma więcej "ciała", niemal jak chardonnay! Ma wyraźniejszy zapach, czuć ananasy, trochę brzoskwiń, nieco miodu gdzieś w tle. Zostaje w ustach na nieco dłużej. Jeśli tak smakują wina z południowej Francji, to smakują na 5 punktów w naszej skali, wyraźnie stały obok Winiacza Doskonałego!


Pazur - niejako koci - pokazało trzecie białe wino. Koci, bo nieco pachnące właśnie kotem. Albo wilgotnymi ścianami starej rudery. W smaku już nie tak szalone jak w zapachu. Bardzo treściwe i bogate w różne aromaty, nieco agrestu, ale też ociupinkę słodyczy. Rueda Vasallo 2011 ma z pewnością wielbicieli wśród amatorów win nieco szalonych, jeśli ktoś szuka spokoju, to taki winiacz nie dla niego. Ale może pyszne spagetti w sosie carbonara mogłoby z łatwością to wino okiełznać.


Pierwsze z czerwonych win - może podane nieco za gorące - od razu uderza feerią zapachów czereśniowo-wiśniowych, mocno ściąga usta, gdyby je podać w temp. do 19 stopni, pewnie byłoby winiaczem na 5 punktów. Les Trois Chemins Ventoux ze szczepów grenache, cinsault, syrah ma mocny smak, mocny kolor i jest mimo kompotowych lekko aromatów wyraziście wytrawnym winem.


Podobnie jak Les Trois Chemins, piąte wino - które również degustowaliśmy w ciemno - jest w smaku jak stary Francuz. Ale to nie jest francuskie wino, tylko… hiszpańskie!
 
To, że pyszne, to w sumie nic dziwnego, bo stały Czytelnik Winiacza zauważył, że testowane przeze mnie Hiszpany są zazwyczaj na piątki. Pyszne wino nieco kwaskowate, ale także pełne. Czuć w nim beczkę (tylko 4 miesiące), w smaku troszkę waniliowych akcentów. Dominio de Manciles Arlanza Tinto Roble 2011 także by dostało 5 punktów, a może nawet i 6!

poniedziałek, 25 lutego 2013

Różowy Portugalczyk bez landryny - 3 pkt

Monte da Serra Vinho Rose
 
 
 
Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 9,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Nawet może być (3 pkt.)
 
- Różowe, różowe, piję tylko różowe! - odparła znajoma na pytanie, jakie wina najbardziej lubi. No tak. Jedno poszukiwanie winiacza doskonałego na półce z różowym skończyło się doznaniem posmaku upiornej landryny. Bo Quinta EssentiaTempranillo Rose było tak słodkim winem, że ufff.
Ale z kolei ostatnie próbowanie taniego białego wina przyniosło niezłą niespodziankę. Bo winiacz z Biedronki (kosztujący poniżej 20 zł) okazał się wspaniałym zaskakującym winem! W takim razie powrót do dyskontu z uśmiechniętym psychodelicznie robalem.
Monte da Serra za 9,99 zł stało tak nieco schowane obok francuskich tanich bordeaux. No, może nie będzie takie landrynkowe - skoro według kontretykiety półwytrawne.
Zapach? Hmm, trudno mówić o czymś co jest zapachem soku z winogron. Ma nieco kwaskowatości. W smaku - jak się okazuje po chwili - także. Chociaż, gdybym degustował z czarną opaską na oczach, to bym dał głowę, że piję białe wino, takie z rodzaju bardzo cielistych.
Ale po pierwszym wrażeniu pozostaje troszkę cukru - może nie tak wyraźnie landrynkowego jak w innych różowościach, ale jednak… Po chwili przytrzymania na języku przychodzi nawet trochę kwiatowości. Może nagietkowej? Czuć dość wyraźnie suszone morele i trochę miodu. Jest też troszkę cebulki, takiej z ostrza noża - gdy najpierw przekroicie cebulę, a potem tym samym nożem cytrynę i plasterek tej ostatniej wrzucicie do herbaty.
Po degustacji wiemy trzy rzeczy na pewno: 1. Winiacz doskonały to nie jest. 2. Jeśli ktoś nie lubi różowej słodkości i kupił Monte da Serra Rose, nawet trafił. 3. Jeśli za 9,99 zł, to nawet może być!

Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!
 


sobota, 23 lutego 2013

Zaskakujący Argentyńczyk o długim finiszu - 3 pkt

Alta Vista Finca Monte Lindo Malbec 2008
 
 

Półka - na wysokości pasa

Gdzie i czemu tak drogo -Vino Seco i 36 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Nawet może być (3 pkt.)

Pamiętam jak kiedyś pierwszy Malbec mnie powalił. Na kolana oczywiście - swoim fioletem w kolorze i smaku, tak wyrazistym i innym niż mdławe i delikatne Francje czy subtelne Włochy. Pamiętam, że wówczas wydawał mi się doskonałym winem. Problem w tym, że… nie zapisałem sobie nigdzie co to było za wino! Może jeszcze uda się kiedyś je odnaleźć, a może w innym Malbecu odnajdę Winiacza Doskonałego?

Na pierwszy rzut Finca Monte Lindo ze sklepu Vino Seco. Niespodzianka na samym początku - czarny jak noc korek. Syntetyczny oczywiście, szkoda. Bo czy taki syntetyk może zamykać butlę skrywającą doskonałość? Hmm…

 
Co kryje się za czarnym korkiem?
 
Kolor bardziej rubinowy niż fioletowy, ale zapach malbekowski. Zapach jeżyn, czarnych owoców pozbawionych cukru od razu atakuje nos. Trochę wanilii też tu jest. I troszkę tego, co było kiedyś w zapachu chińskiego atramentu Hero Ink. A smak?

 
O rany, co za zdziwienie! Alkohol całkowicie schowany (choć wino ma go 13,5 proc.), ale smak nie do końca prosty. Jest specyficznie złamany: na początku trochę śliw i jeżyn, a potem zmiana. Pojawia się garbnikowe wzgórze, przesuwające wszystkie doznania gdzieś w dalekie podniebienie. Ten posmak utrzymuje się bardzo bardzo długo.


Pewnie cały wapień z winogron dojrzewających w argentyńskich Andach wbił się w mój język i podniebienie, bo bardzo mu się tam podoba. Ale czy mi się podoba taki winiacz? Hmm. Trochę tak - nawet może być.


Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!

piątek, 22 lutego 2013

Biały, pyszny Włoch z dyskontu - 5 pkt

Sensi Orvieto 2012 DOC
 
 

Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 11,99 zł
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje! (5 pkt.)
 
- Ty, a kiedy będzie białe?! - zahaczył mnie młodszy kolega, czytelnik bloga Winiacz. Sam na Walentynki z dziewczyną wypił białe właśnie. I pozwolił, by zasnęła…
Może dlatego nie jestem (nie byłem?) dotąd jakimś specjalnym fanem win białych. Mam pewne przeświadczenie tkwiące korzeniami w kobiecej - pramatczynej, od matki-ziemi - intuicji, że winiacz doskonały to winiacz czerwony. Ale po dwóch ostatnich degustacjach - pierwszej na Żoliborzu i drugiej na Mokotowie - nie jestem tego taki pewien. Moja własna trójca (nos, język, podniebienie) same stwierdziły, że czasem biały winiacz wychodzi wytwórcom nienajgorzej, a może i lepiej niż czerwony.
Wniosek prosty - doskonałość może czaić się w słomkowym kolorze i świetnie schłodzonej butli. Tym bardziej, że nim przyjdzie wiosna, mamy jeszcze ze dwa miesiące, by chłodzić wino białe na balkonie czy w siacie za oknem.
Niepozorne wino w Bidronce omijane przez amatorów innych trunków zaintrygowało mnie gustownym herbem na etykiecie. Winiacz Biały Włoch. Hmm…
Na początek straszy "włoska elegancja" czyli brzydki sztuczny korek, który ma większe opory wewnętrzne niż zewnętrzne. Wkręcam weń korkociąg, a on się kręci w szyjce butli jakby był nasmarowanym wazeliną pracownikiem korporacji średniego szczebla!
Ale gdy już dał się wyjąć, to zapach mile zaskoczył. To co zawsze z dobrego białego - szampańska woń, pełna kwiatów, świeżości. Ogrzany zyskuje nieco miodu, ale dyskretnego.
A smak wina za niespełna 12 zł? Bałem się tego okrutnego siarkowego posmaku, który jeszcze jakieś 5-6 lat temu odrzucał mnie od białych win klasy cenowej od 9,99 zł do 35 zł. Tu nie ma śladu chemii, żadnej siarki. Jest wiosna, owoc, mocno rozwodniona brzoskwinia, trochę surowego ziemniaka w tle… Gdyby tego winiacza ktoś rozlewał z butli ubranych w  snieżnobiałe ręczniki i serwował w pałacu prezydenckim, żaden minister zorientowałby się, że pije wino z dyskontu za 12 zł. Może ze dwóch ambasadorów nabrałoby podejrzeń, ale milczeliby jak gliniany Sfinks.
Czy to winiacz doskonały? Taki na 7 punktów nie, bo wiem, że taki powali mnie na kolana. Na 6 też chyba nie, choć biję się z myślami. Ale wolę być surowym sędzią, bo jeszcze tyle smaków czeka.  
 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!
 

czwartek, 21 lutego 2013

Degustacja Groot Constantia w South Wine

Smaki z - niekoniecznie dzikiej - Afryki

Ech… Wiecie jak wygląda zima w RPA? Na Wschodzie, nad Oceanem Indyjskim o godz. 3 w nocy jest najzimniej. Plus 18 stopni i lekki wiatr. A w dzień 27 stopni i wszystko lekko zamglone. Ale Groot Constantia, których to win próbowaliśmy w South Wine na Mokotowie w polskie zimowe popołudnie (0 stopni, śnieg, ciemno, mokro, syf, brrr…) nie jest nad Oceanem Indyjskim, tylko nad Atlantykiem.
Pewnie zimniej niż w Durbanie, choć nie tak jak u nas. I dobrze, bo niewątpliwie chłodek świetnie zrobił białym winom. Sauvignon Blanc 2011 i Chardonnay 2011 to okazy pełne świeżości.

 
Pierwsze - Sauvignon Blanc (78,50 zł) - smakuje jak szampan, z którego bąbelki uleciały przed chwileczką dosłownie. Jak podlotek. Czuć piękny owoc, cierpki zielony agrest, który wyjadaliśmy wczesnym latem sąsiadce. Lekkie i rześkie. Na ciepłe lato w sam raz.


Groot Constantia Chardonnay 2011 (99 zł) jest już jak panna na wydaniu. To wino poważniejsze, bardziej żywiczne, otwierające wachlarz różnych smaków. Jest i trochę cytryny, ale i trochę skórek słodszej pomarańczy, trochę miodu.

Po białych pokazano wino-maniakom cztery czerwone wina wytrawne. Nieco mniej kwaskowe, ale świeże. Constantia Rood (59,50 zł) wyraźnie ma waniliową nutę plus truskawki, maliny, śliwki. Może gdzieś tam nieco czekolady.




Merlot 2010 (99 zł) ma więcej jagód i śliwek. Jest nieco bardziej charakterny. Im bardziej opróżniamy butlę, tym lepiej dla smaku.


Groot Constantia Shiraz 2010 (99 zł) to najlepszy Shiraz, jaki piłem od kilku lat. W zapachu najbogatsze z prezentowanych win. Czuć pieprz, drewno, czarną porzeczkę z konfitur. Naprawdę pyszne wino na wieczór. Na 5 punktów w skali Winiacza.


Na sam koniec gwiazda - oblepiona medalami butla Gouverneurs Reserve 2010 (178 zł). Kosztuje niemal dwa razy więcej niż Shiraz czy Merlot i ja - szczerze mówiąc - nie kupiłbym tego wina za tę cenę. Jest bardziej uładzone niże Shiraz, w zapachu bardziej skryte, w smaku bardziej gładkie - bo też jakby skryte smaki zaczerpnięte ze Shiraza i Merlota.
 
Co mnie w tym winie nieco razi? Że to taki naśladowca francuskiego stylu, pozbawiony tego czegoś (pstryknięcie palcami) - dzikości i żywiołowości Afryki. Może, gdybym chciał przyjąć ministra albo radcę stanu, to poczęstowałbym go i sprezentował mu to wino. Może bym kupił, by potrzymać z 7 lat w piwniczce (pewnie po leżakowaniu błyśnie). Ale żeby kupić i pić na świeżo?

Wnioski? Białe nad czerwonym. A Shiraz może spokojnie zamienić się ceną z Gouverneurs-em. Choć wina o takich cenach nie są dla nas, szaraków zanurzonych w polską zimę!

Chianti wcale a wcale nie cierpkie - 5 pkt

Monrosso Chianti 2009 Monsanto
 
 
 
Półka - na nieznanej wysokości
Gdzie i czemu tak drogo - Podarunek świąteczny otrzymała ukochana żona
Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)

 
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby? E tam, Winiacz zagląda. Ba, mało tego - zagląda, obwąchuje, nalewa (do kieliszka o klasycznym kształcie) i smakuje. Bo wciąż szuka winiacza doskonałego. A ten mógł się kryć właśnie w gustownej skrzyneczce z siankiem (takie wióry drewniane), od świąt czekającej w domowej - że tak powiem - piwniczce.


Monrosso 2009. Chianti czyli czerwony cienki kwasiorek z założenia.
Wyprodukowany w Barberino Val d'Elsa - google earth pokazuje ładną wioskę w górzystym terenie otoczoną krzaczorami winorośli jakieś 20 km na południe od Florencji. Hmm, no to stamtąd to może będzie jakaś doskonałość? Słońce, Toskania, Florencja, Michał Anioł, wino… no wiadomo!!!
Piękna butelka, etykietka klasyczna, rzymski krój liter, a wrażenie po otwarciu? Owoc, cieńkuszek taki. Jestem przygotowany na uderzającą wytrawność. Ale potem robi się dojrzalsze jakby, bardziej żelaziste w woni, pachnie lekko pieprzem, ziołami.
Kolor chianti nie jest dla mnie kolorem wina doskonałego, ale akurat pal sześć kolor. Liczy się smak - bo to z nim obcujemy najdłużej. Smak doskonałości? Hmm. Pierwszy smak jest na 2 punkty. Ale po chwili robi się ciekawie. Czasem wina (na razie większość z tych świadomie testowanych) mają tę cechę - albo to ja tylko zauważam - że smakują lepiej w wyższej o 2 stopnie temperaturze niż zalecana.
Monrosso też! Eleganckie wino, jednolite w owocowym posmaku. Nieco kwasku atakuje język, ale po chwili pojawia się gładka jedwabistość. Świetnie komponuje się ze słodkim cheddarem z Biedronki! Pojawiają się aromaty skóry, może świeżej ziemi o poranku. To chianti naprawdę jest niezłym winem. Zagraniczne strony www podają, że osiąga cenę ok. 12 dolarów. Gdyby istotnie płacić u nas jakieś 36-38 zł za butelkę, byłby to winiacz bardzo bardzo godny polecenia. Bo to winiacz nawet nie w połowie doskonały. To winiacz, któremu do doskonałości tylko jeszcze troszkę brakuje.
 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali

środa, 20 lutego 2013

Degustacja półdoskonała w Guciu win różnych

Degustacja w połowie doskonała

Zagrało wszystko. Tak się wydaje - bo uruchomić foto, nos, smak, pamięć i zapis w jednej chwili - to nie lada sztuka. Udało się wszystko zachować dla potomności.

Mam na myśli trzecie spotkanie miłośników dotrzechdych.pl, w żoliborskim Guccio Domagoj. Pięć win do degustacji było dobrym wyborem. Bo zróżnicowane - pod względem barwy i smaku. Zaprzeczenie klasycznej degustacji - pomieszanie państw i apelacji, barw kolorystyczny i  smaków! A efekt? Jest-li tu winiacz doskonały?
Atmosfera kameralna. Kilkanaście osób. Światła rampy pokazują pierwsze wino. To Il Balbo z maleńkiej winnicy, której butelki można kupić w sklepie Czerwone wino na Mokotowie. Gdy nie wytłumaczono mi, że zawijas na etykiecie to "E" od nazwiska twórcy, to byłem przekonany, że to taki szlaczek. A wino?



Mniam. Za 29 zł butla winiacza, który skrywa w sobie woń szampańską (choć bez bąbelków), ma pełno owoców w zapachu i smaku! Są jeszcze kwiaty wiosenne i jest trochę ciała. Czyli czegoś, co nie ulatuje z końcem degustacji. Winiacz by dał 4 punkty. O ile pijemy zimne wino.
Drugie? Białe Moonwine (białe, 33 zł w sklepie "Czerwone wino" na Mokotowie). Bio wino. Nie wiecie, co znaczy bio-organiczne itp. wino? Ten termin oznacza NNN. nieprzewidywalność, niespodziankę, niewiadomą.

Białe wino o zapachu czystego ananasa z puszki. Ale w smaku inne niż sok. Bo czuć zaskakujące smaki: benzynę, cebulę (część szczypiora), może troszkę mango. Na plus zapisałbym to, że podczas ocieplania się zachowuje tężyznę. Nie zmienia się diametralnie. Poszukiwacz Winiacza Doskonałego dałby trzy punkty.


Potem Il Tirano piękne wino czerwone. Smaki piernikowe i słodkie. (29 zł), a po chwili Moonwine także czerwone. Także bio-wino, ale ładne, równe, w zapachu rodzynkowe, w smaku dżemowe. Z piwnicy babci.



Czerwone półsłodkie. Zaskakujące, bo niosące smak kompotu wiśniowego. Owoce, lato, siano, słońsce. Trochę rodzynek. Trzy punkty, bo ładne i okrągłe, choć nie porywa. Ale PYCHA jest!

Moonwine czerwone różni się od białego. Dobre, fajne, choć też bio-wino. Bardzo rodzynkowe w zapachu. Szlachetniejszy winiacz niż koledzy, drugie miejsce w czerwonych, a w smaku? Hmm - piwnica babci, którą wszystkie śliwki w okolicy włożyła do weków i zalała cukrem. Dałbym trzy punkty, bo pyszne.



A na koniec sam też bio-organic-dynamic. Macatele półsłodka. W zapachu ismaku kompotowa, czereśniowo-wiśniowa. Głębi niewiele, ale przyjemnie się pije w dobrym towarzystwie. Winiacz doskonały to nie jest, ale na trzy punkty zasługuje. :)

 
Winiacza doskonałego nie było. Stąd nazwa posta - degustacja półdoskonała. Ale samo spotkanie, atmosfera i przepyszna papryka faszerowana z delikatnym puree były zaiste DO-SKO-NA-ŁE!

niedziela, 17 lutego 2013

Hiszpan długi i przyjemnie cierpki - 4 pkt

Parador Navarra 2007 Crianza
 
 
Półka - na nieznanej wysokości
Gdzie i czemu tak drogo - Centrum Wina i podarunek od koleżanki
Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)
 
Znów Hiszpan w Winiaczu. Ale - jak się za chwilę okaże - wyjątkowy. Parador Navarra 2007 Crianza 2007 z etykiety wygląda bardzo ładnie. Jakby ktoś kupował wzrokiem, kupiłby w ciemno. Ale to niejako podarunek od Czytelniczki bloga.
To wino nie chciało się za szybko otworzyć! Gdy bierzemy węgierskiego Egri, koreczek wzdycha lekko PYK! i wyskakuje. A tu wkręcamy korkociąg jakbyśmy chcieli się dowiercić do złóż gazu łupkowego. Wyciągamy, wyciągamy, wyciągamy i… mamy oto najdłuższy chyba korek świata. Piękny prawdziwy korek tego winiacza ma równe pięć centymetrów. Dla porównania węgierski Egri Bikaver tylko 3,5 cm.
Hiszpan (na dole) ma korek długi na 5 cm!

 
Ale co tam korek! W butli świeże owocowe wytrawne wino. Owoce plus troszkę jakby korzenny aromat, lekko pierniczkowy.
Ładny kolor - fiolety i rubiny. Smak? Smak zaskakująco dojrzalszy niż aromat. Nieco cierpki, ale zostawiający długo wyczuwalny posmak. Po którymś łyku mam wrażenie, że podniebienie mi się dynamicznie wydłuża - czuję smak i jeszcze na zębach i już w przełyku. Hmm, może to przez ten pięciocentymetrowy korek? Nie tylko. Mój język czuje nieco zielonych jabłek, trochę leśnych patyków (pewnie ślady beczki, w którym winiacz leżakował przez rok), może jeszcze ślady czerwonej porzeczki.
Alkohol słabo wyczuwalny, choć na etykiecie napisali, że 13 proc. Ten winiacz ma iście wiosenny zapach i smak. Ale nie tylko dlatego, że wszyscy chcemy, by wiosna nam jak najszybciej przyszła i nie tylko dlatego, że Parador pewnie najlepiej smakowałby w wiosennym ogródku. Może dlatego, że jest w tym winie mnóstwa spokoju i nieco cierpkiej świeżości.

Jeśli nie nie chcecie pić świeżego i wiosennego, poczekajcie kilka godzin z otwartą butelką. Pięknie się otwiera!

To wino mógłbym nawet pić w maju na pierwszej platformie tramwaju!
 
Winiacz na 4 punkty w 7-punktowej skali

sobota, 16 lutego 2013

Solidny Francuz, choć króla nie porwie - 3 pkt

Fruité Côtes du Rhône 2011
 
 
Półka - na wysokości pasa
 
Gdzie i czemu tak drogo - Lidl i 16,99 zł (zakup własny)
 
Do Ideału? - Nawet może być (3 pkt.)
 
 
Tego wina - przyznam się bez bicia - próbowałem już kilka razy. Zawsze dla bezowocnej przyjemności. To znaczy bez przyjemności analizy dla innych, opisu, poszukiwania wrażeń dających się opisać. Czas to zmienić!

Winiacz jest w jednej z niewielu butelek o kształcie, jaki pamiętam z paryskich i londyńskich muzeów. Butelka klasycznego burgunda (choć to nie burgund). Z takich pili więźniowie The Tower w Londynie i Conciergerie w Paryżu (ci szlachetnie urodzeni).

Czy i dziś rys szlachetności znajdzie w nich klient Lidla? Sprawdzałem to parę razy. Trucizny w tym absolutnie nie ma. Świetnie. Na dworze z XI wieku dla podkomorzych, namiestników i króla może jeszcze by się ów winiacz nadał jako prawie doskonały, dla więźniów jako jeszcze lepszy. By mogli ryć w ścianach swe herby i obelgi.

Ale dziś? Co oferuje poza pięknym kolorem? Oferuje nam owo wino przedziwny zapach. Najpierw czuć wiosenne kwiaty (nagietki), trochę jakichś owoców (mało) i potem już rewolucja: guma od majtek, a może od słoików. Ale potem czuć trochę… smaru samochodowego.

Zakorkowane syntetycznym korkiem - tym ohydnym (obwoluta na zewnątrz, porowata tkanka wewnątrz) oferuje nam jednak lepszy smak niż zapach. Ale w smaku czuć troszkę tego co czułem w kilku winach z takim korkiem: nieco dziwny posmak. Jeżeli częściej pijemy wino dojrzewające w beczkach, to ów smak zauważymy. Gdy piłem to wino pierwszy czy drugi raz, nie miałem tego wrażenia.

Ale po posmaku następuje przyjemne doznanie. Czujemy fajny smak wytrawnego czerwonego winiacza, nie czując alkoholu (a jest go 13,5 proc.). Średniego w klasie, ale przyjemnego.

Mnie takie wino nie odstrasza. Jeśli uwzględnimy cenę (prawie 17 zł), możemy mieć pewność: to wino warte zakupu. Ale człowieka wolnego nie porywa. 
 

Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!










czwartek, 14 lutego 2013

Hiszpan z fioletowym refleksem - 5 pkt.

Vina Ainzon Campo de Borja Crianza 2009
 
 
 
Półka - na wysokości piersi
 
Gdzie i czemu tak drogo - Winny Przystanek i 39 zł (zakup własny)
 
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (5 pkt.)
 
 
Tej Hiszpanii jest ostatnio tyle, że chyba przesada. Chociaż nie zrezygnowałem, gdy w sklepie Winny Przystanek - mają tu tylko wina hiszpańskie - wypatrzyłem niepozorną butlę. Vina Ainzon Campo de Borja (Crianza 2009). Mały fioletowy mazaj na etykietce, żadnych wodotrysków, żab, wież, krzaków winorośli czy chateau. Może w środku jest czerwony doskonały winiacz?

Dowód: fioletowe mazaje (refleksy) na brzegu kieliszka


Korek (prawdziwy) wyszedł elegancko i pierwszy zapach i łyk to MOC! Na pierwszy rzut nosa wydawało się, że winiacz ma z 15 proc. alkoholu, ale ma tylko 13,5 proc. Po chwili na szczęście alkoholowy opar się ulotnił i został aromat bardzo fajnego wina.

Czuć w nim same ładne aromaty - troszkę mocnego kokosa (może bardziej czekolady z kokosowym nadzieniem), troszkę wanilii, lekki karmel, palony knot świecy. Cukierkowo, ale nie ma wrażenia wodnistości.
W smaku podobnie. Pijąc tego winiacza nie mamy wrażenia bycia oszukanym. Wino ma tak dominujący smak, że wypiera on nawet posmak serka pleśniowego, którym przegryzam degustację. Po lekkim odstaniu robi się mniej agresywny, choć szczypie nieco w gardle.
Osobiście mi brakuje w tym winie pewnego rozwarstwienia, które mają wina zbliżające się do doskonałości. Ma sporo tej mocy, trochę delikatności, troszkę goryczki na koniec… Ale czegoś malutkiego tu brak.

To bardzo dobre wino. Cena jest tylko nieco przesadzona - przysłowiowe dwie dychy czyniłyby z tego okazu winiacza doskonałego. Miałby wówczas może i siódemkę. A tak, brakuje mu dwóch punktów.


Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!