Argentyńskie wina z wysokości 1300 m
Skoro mamy papieża z Argentyny, promocja win argentyńskich nie dziwi - tym bardziej, że za oknem śnieg, a z trzeciej strony folderu winnic Andeluna - założonych w 2003 r. przez Amerykanów, którzy i Pepsi rządzili i chipsy nawet wymyślili - spoglądają na nas krzewy winorośli spod śniegu. I to wszystko 1300 metrów nad poziomem morza.
Degustację
win argentyńskich ze śniegiem w tle urządziła Winosfera przy Chłodnej w
Warszawie. W kameralnej sali, w której z uwagi na grubość ścian i tłumienie sygnału
komórek mogliby się spotykać szpiedzy. Zresztą, jak się dowiedziałem od
właściciela p. Karola Działoszyńskiego, jest coś na rzeczy… W sensie nie
szpiedzy będą się tam spotykać, tylko amatorzy win francuskich! Ale tymczasem
amatorzy win argentyńskich mieli okazję spróbować zawartości sześciu butelek.
Andeluna Torrontes
Na pierwszy
ogień poszło białe Andeluna 1300 Torrontes 2011 (39 zł). Wino o zadziwiających
różnicach w aromacie i w smaku. Koloru ten winiacz niemal nie ma. Tak jasny
żółty, że prawie biały. Ma za to unoszący się znad kieliszka zapach słodkawego ananasa,
ale też coś, co przypomina farbę do malowania ścian. Smak diametralnie inny -
kwiatowy, rześki, ożywczy. W skali Winiacza dałbym 3 punkty.
Andeluna 1300 Chardonnay
Wyraźnie
lepsze jest Andeluna 1300 Chardonnay 2011 (39 zł). Nieco ciemniejsze, czuć nieco
dziwny zapach - przypominający pachnące chińskie gumki do wycierania. Trochę też
zielonych jabłek, kwiatów. W smaku wyśmienite - nawet na 5 punktów.
Różowy
Malbec Rose 2011 (39 zł) z tej samej serii to dopiero jest heca. Słodkość czuć
w zapachu. Taką landrynę. Ale co najciekawsze, to nie jest nawet półsłodkie
wino, tylko wytrawne. Ma mniej cukry resztkowego niż najbardziej wytrawny z
merlotów Andeluny. W aromacie troszkę róż i truskawek. Ale jakby chemicznych.
Co do smaku dwie obserwacje - smakuje niemal jak białe, ale dochodzi "landrynek"
oraz nie czuć w nim alkoholu. Choć według etykiety ma go aż 14,9 proc.! Winiacz
by dał może 2 punkty, bo to ani nie białe, ani nie czerwone wino. Ono nawet nie
stało nigdy obok winiacza doskonałego.
Cabernet
Sauvignon 2011 Andeluna 1300 (39 zł) ma mniej alkoholu, bo 14,5 proc., ale od
razu atakuje nim nos wrażony do kielicha. Wiśnie, czereśnie, kakao i czekolada.
W smaku ściągające - na podniebieniu i języku także czuć czereśnie, ale to wino
zadziwia swoistą cienkością, lekkością. Można chyba samym smakiem
"kroić" jakąś tłustą pieczeń. Gdy pooddycha w kielichu łagodnieje. Winiacz
na 4 punkty.
Dostojny,
spokojny smak ma Malbec Altitude 2009 (65 zł), choć w aromacie atakuje aromatem
szpitalnego (w sterylnym znaczeniu) korytarza. To wino ma aż 15,5 proc.
alkoholu. Gdy alkohol odpływa, wychodzą jakieś czekoladki, troszkę jodyny,
śliwki, wanilia. Ale smak jest tak łagodny, że dałbym temu malbekowi 5 pkt w
skali winiacza.
Wyśmienita
była gwiazda wieczoru - Andeluna Passionado 4 Cepas 2005. Cena niewąska, bo 150
zł, ale butla może być leżakowane podobno nawet i 20 lat. Wino stworzone z Cabernet
Sauvignon, Merlota, Malbeca i Cabernet Franc. Rozlane do karafki zostało 3
godziny przed podaniem, ale wciąż nie było "otwarte". Pije się
zupełnie inaczej niż malbeka. Ale najpierw trzeba zaskoczyc nos… zapachem
słodkiej galaretki z ciastek (wiadomo - kruche dookoła, w środku pycha galaretka),
wanilią i ziołami. Jest też czekolada. A smak?
Zaczyna
się łagodnie, a kończy lekkim ściąganiem i zdecydowaną goryczką na samym końcu.
Pierwsze wrażenie nie jest agresywne zupełnie. To winiacz zasługujący na 6
punktów!
Degustowałem na zaproszenie Winosfery