czwartek, 4 lipca 2013

Węgier przyjemny, z finiszem dłuuugaśnym - 5 pkt.

Muscat Chateau Verpelet



Półka - na wysokości kolan
 
Gdzie i czemu tak drogo - Węgierski Sklep Nasze Przysmaki i 29 zł (zakup własny)
 
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (5 pkt.)
 
 
Będzie rocznicowo - przy drodze wyjazdowej z Egeru stoi mała jaskinia, a raczej trzy. W środkowej wielki postawny Węgier z dłońmi jak bochny. Ja coś mu klaruję po angielsko-niemiecku, a on mi przerywa i pyta po polsku (no, może z brzydkim akcentem):
- Białe czy czerwone?
- Białe - odpowiadam, rumieniąc się nieco.
- Muscat! - wskazuje na bekę. - Proba?
- Proba! - odpowiadam i smakuję. Już czuję te kwiaty i słodycz, chodny nieco kwaskowaty likier. Szkoda, że taka mała "proba". Kupiłem, ja głupek, tylko dwa litry. Czerwonego też tylko dwa.
 
Nawet, gdy minął wstyd, że po węgiersku znam pewnie z osiem słów (napisałbym, ale pewnie poprawnie bym nie wymówił), to pozostał żal. Plułem w brodę sobie jeszcze przed słowacką granicą, a co dopiero w domu. Bo zawartość plastikowego dwulitrowego baniaka była świetna. I kosztowała tyle co butelka muskata (0,75 l) w żoliborskim sklepie z węgierskimi winami Nasze Przysmaki.
 
Tamten muscat jest jak legenda, ale ten z Żoliborza nie okazał się gorszy. W nosie są kwiaty, ananas, renklody, cała letnia łąka! W ustach kwasowe, ale w sposób tak cudownie okrągły i dłuuugi.
 
Całość tak fajnie pasuje do słodkości (bo to półsłodkie wino), że aż nie sposób dać mniej niż… piątkę. Tym bardziej, że nawet ciepłe nie jest złe. Ale gdy jest chłodne, to wiadomo - do doskonałości jeszcze mu tylko troszkę brakuje!
 
 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

Grands Crus de Bordeaux w Warszawie

Rocznik 2010 świetny, ale będą lepsze!
I pewnie droższe, bien sur...

Goście zaraz będą...

- 2009 i 2010 to wielkie roczniki naszych win, wybitne, porównywalne z rocznikami 1959 i 1961. Idziemy w stronę pełnej naturalności wina, w stronę wierności ziemi, a nie w stronę techniki wykształconej przez człowieka. To trudna droga, wymagająca wielkiej inteligencji. Ale wierzę, że następne roczniki będą jeszcze lepsze. To zasługa naszych winiarzy, którzy się rozwijają, a dla tego, kto się nie rozwija, nie ma wśród nas miejsca - zapowiada Olivier Bernard, prezes związku Grands Crus de Bordeaux, który otworzył w Arkadach Kubickiego u podnóży Zamku Królewskiego w Warszawie wielką degustację Grands Crus rocznik 2010.
Olivier Bernard, prezes związku Grands Crus de Bordeaux i Michel Oldenburg z UBIFRANCE
Co to Grands Crus? Każdy amator win słyszał nazwy Pomerol, Margaux, Pauillac, Saint-Émilion - to tylko niektóre z okręgów i apelacji Bordeaux, z których pochodzą sławne wina. Te z niektórych posiadłości, które wchodzą do związku Grands Crus de Bordeaux, są przy okazji potwornie drogie. Cena 100 euro za butelkę w sklepie nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale zdarzają się i droższe.
Cenę kształtują tzw. negocjanci - pośrednicy, którym winiarze sprzedają swoją produkcję. - Moje wino na półce w sklepie kosztuje sto euro za butelkę, a ja sprzedaję negocjantowi za 34 euro - mówi przedstawiciel Château la Lagune (Haut-Médoc). Zapytany, czy dobrze być pośrednikiem, tylko się uśmiecha. Wino świetne, okrągłe i łagodne. Mieszanka cabernet sauvignon (60 proc.), merlot (30 proc.) i petit verdot (10 proc.). Pycha - szczególnie na tle niektórych niedojrzałych, bardzo tanicznych, kwaśnych win z Pessac-Léognan, które będą pewnie pyszne za 4-5 lat.

Papierek lakmusowy "ziemistego" rocznika - Château Giscours

Tylko czy im droższe, tym lepsze? Niekoniecznie. Spróbowałem ok. 50 win z rocznika 2010. Według prezesa Oliviera Bernarda to rocznik "wina ziemistego, księżycowego, raczej zimnego, męskiego". Pięknie brzmi i marketingowo, ale istotnie w niektórych przypadkach tę ziemistość istotnie dało się czasem wyczuć. Takie było np. Château Giscours. Mocno ziemiste już w aromacie, w smaku zaokrąglone i… wzorowe.

Przyznam się, że wiele win smakowało mi - nie nowość żadna - podobnie. Nic w sumie dziwnego, jeśli zważyć na słowa prezesa, że wszyscy producenci wkładają serce w pracę, a ziemia - na której żyją jako bliscy sąsiedzi - wkłada swój pierwiastek w wino. Zadziwiające jednak jest to, jak niewiele smakowo dzieli wina za 80 zł od tych win, których butelkę trzeba kupić w sklepie za sześciokrotnie wyższą cenę. No, ale to potęga marketingu.


Château Pape Clément - piękno białego ciała!

Z win białych wytrawnych zachwyciły mnie szczególnie Château Pape Clément i Château Larrivet Haut-Brion. Pierwsze (51 proc. sauvignon blanc, 33 proc. semillon,  13 proc. sauvignon gris i 3 proc. muscadelle) za apetyczny dojrzały ananas w aromacie i piękne ciało. Mocno kwasowe w finiszu, zachwycające doskonałością. Cena? ok. 160 dolarów za butelkę. Larrivet Haut-Brion Blanc (czterokrotnie tańszy według wine-searcher.com) jest jeszcze bardziej kwasowy z przyjemnie długaśnym finiszem.

Château Malartic-Lagraviere jeszcze czeka na swoją chwilę

Przy nich Château Malartic-Lagraviere (80 dolarów) jest bardziej wytrawny, jeszcze bardziej kwasowy - ale testowanie tego wina teraz to trochę jak jazda porsche tylko na pierwszym biegu. Czuć moc, ale wino jeszcze zbyt młode! Podobnie jest w przypadku Château de Chantegrive oraz Domaine de Chevalier.
A czerwone? Żal, że nie można było spróbować najsłynniejszych - Château Mouton Rothschild, Château Cheval Blanc, ale było za to mnóstwo innych smakowych wspaniałości. Od niedojrzałych jeszcze, strasznie ściągających usta win, w których zielone szypułki tak dominowały, że wydawało się, że można je z ust wyjąć.

Château Canon - jeszcze mocno niedojrzałe. Cena? Bagatela na Zachodzie 160 dolarów za butlę

Tak smakowało mi m.in. Château de Chantegrive, Domaine de Chevalier, Château Canon (160 dolarów za butlę - bardzo taniczne, dykretne w aromacie), czy Château Desmirail (ok. 35 euro we francuskich sklepach).

Château Brane-Cantenac z Margaux - co za głęboki kolor, a i smak też!

W stanach średnich znalazłem Château Brane-Cantenac z Margaux - o przepięknie ciemnym kolorze, z aromatami śliwek i czarnej porzeczki, Château La Tour de By (ok. 18 euro we Francji na sklepowej półce) czy nieco lepszy Château de Camensac (30 dolarów za butlę) o zachwycającym mocnym aromacie czerwonych owoców, ale o smaku jeszcze młodym, choć agresywnych tanin już mało. Eleganckie jest już Château La Tour Figeac, spójne, ale nie zachwyca szczególnie.


Château La Couspade - kredowe, z okrzesanymi taninami

Ziemistość - o której wspomniał prezes Olivier Bernard - reprezentują wybitnie dwa wina z Saint-Emilion: Château Franc Mayne i Château La Couspade. Obydwa nieco kredowe, z okrzesanymi taninami, które czujemy gdzieś daleko w głębi, w finiszu. Ziemiste o niezwykle pysznym smaku jest Château la Cabanne (Pomerol).

Château la Cabanne - ziemiste, ale pycha!

A te bardzo dobre wina - niekoniecznie te, za które trzeba dać się pokroić? Były i takie - pysznym i wyjątkowym winem jest Château la Louviere, z aromatem kawy, czekolady. W smaku już gotowe, już dojrzałe. A to - jak tłumaczy Florence Ducross - zasługa bardzo późnych zbiorów w jednej z części winnicy. Stąd i aromat i smak wyjątkowe.
Florence Ducross z Château la Louviere
Dobrze smakuje także Château Larrivet Haut Brion oraz Château Malartic-Lagraviere, który już za dwa lata ma być pięknie dojrzały. Mocą razi Château Smith Haut Lafitte - wprawdzie pierwszy aromat to uderzenie mocnego alkoholu (14,5 proc.), ale już w smaku jest pyszne, lekko taniczne, o średnim finiszu, zachwyca elegancją.


Château Smith Haut Lafitte - jest i moc, i elegancja

Bardzo dobre wydają się być takie "krainy łagodności" z Pomerola, jak Château Clinet, Château Gazin (nieco miętowy) i Château Maucailou - solidne, lekko taniczne, ale krągłe.
Château Gazin z miętowym nieco aromatem
Za jaką czerwień dać się pokroić? Mojemu podniebieniu najlepsze wydały się wina z Haut-Medoc, Medoc, Margaux, jedno z Pauillac i jedno z Saint-Estephe. Château de Pez - to jest siódemka winiacza (ok. 50 dolarów). Świetne, głębokie, nieco śliwkowe.

Château de Pez - 7 punktów w skali Winiacza!

W granicach tej samej ceny jest elegancki Paulliac Château Haut-Bages Liberal. Niestety, na degustacji niezdekantowany, z osadem. Ale co tam… Świetny, pyszne, głębokie wino - dałbym między 6 a 7 punktami Winiacza!


Château Beychevelle - drakkar wiedzie w krainę świetności

Tej samej klasy jest Château Beychevelle (ok. 100 dolarów za butelkę), okrągłe, mocne, świetne, jeszcze młode, ale już pokazujące mięsistość. Château Prieure-Lichine jest ociupinkę słabsze, ale i tak dostałoby szóstkę.

Château Kirwan - po prostu klasa. Zachwycające wino!

Jeszcze ostatni cios przyjąłbym w obronie Château Kirwan - po prostu klasa! Krągły aromat i smak, świeże i dębowe zarazem, wyważone. Zachwyt. Nie wszyscy zachwyt tym winem podzielają (Wojciech Bońkowski z Winicjatywy nie podziela), ale cóż: de gustibus... Dostępne w Polsce, ale problem w tym, że straszliwie drogie! U Roberta Mielżyńskiego za 346 zł.

Średniak z Sauternes - Château de Fargues

Co do słodziaków z Sauternes - deseru degustacji - można powiedzieć krótko: wspaniałości z jednym średniakiem: Château de Fargues. Dałbym tak 4 winiaczowe punkty, bo owszem, oaza słodyczy, ale w smaku syropowate, nic nadzwyczajnego.
Château Guiraud z ciekawą nutką kwiatową

O niebo lepsze były Château de Rayne Vigneau (kwiatowe, pełne ciężkiej słodyczy) i Château Doisy Daëne (bardziej kwasowe, gęste aż od słodyczy). Ciekawą nutkę miało Château Guiraud (niestety 309 zł za butlę w VinoTrio). Więcej sauvignon blanc dało posmak czegoś kwiatowego wśród ananasów.
Ale perełką wśród rodzynków jest niewątpliwie Château la Tour Blanche. O najświetniejszym aromacie wśród wszystkich zmakowanych sauternes, rodzynkowy, z kwasowością tak wyważoną i miękką jak zawieszenie francuskich prezydenckich citroenów.
Czy taka impreza w Polsce ma sens? Skoro wina w cenach straszliwych, z reguły  niedostępne - a jeśli już, to z wyjątkowym przebiciem? Różnie można to odbierać. Ja jestem za. Chwała i brawa dla UBIFRANCE za świetną organizację i doskonałe warunki degustacji (choć czasu było o godzinkę lub pół za mało). Czekam ze zniecierpliwieniem na przyszły rok - bo warto czasem posiorbać ideału.

Sam prezes wie, że warto posiorbać :)