Gorący Hiszpański
Dzień,
choć za oknem mróz
Wojciech Kielanowski, Olaf Kuziemka i Paweł Grotowski ustawiają butle
Jakie wino jest dobre, bo tanie i dobre? Hiszpańskie! Na gości Hiszpańskiego Dnia, czy raczej wieczoru, na stołach restauracji
"Gar" przy Jasnej 10 czekały nie tylko kieliszki, ale i cenniki. A w nich… wina za… 0,98
euro; 1,09 euro; 2,40 czy 4,50 euro itp. Za kieliszek? Nie! Za butelkę! Takie
ceny (najwyższa to 10,90 euro) ma grupa winnic, dla których Javier Nemesio z Hiszpańskiej Piwnicy
szuka importerów w Polsce.
Javier Nemesio opowiada o winach (fot. PoWINOwaci)
"Wielcy" winnego światka zachwalają wina z tzw.
sklepów specjalistycznych po 80 - 100 czy więcej i w górę. Za butelkę. Czy więc
wino za 4 euro albo tańsze może być dobre? Może! Sam spróbowałem win. Dziś opiszę białe.
Przykładowe wina w cenie w okolicach 4 zł (0,98 i 1,09 euro) z winnicy Arraez z Walencji. Białe San Juan (50 proc. monastrel, 50 proc. macabeo) owocowe w aromatach, choć skryte nieco, jakby przytłumione. Ale dość kwasowe, niezbyt cieliste - do picia w upał wino w cenie wody mineralnej? Nawet gdyby importer sprzedawał dwa razy drożej... Doczekamy w sklepach czy restauracjach dobrych hiszpańskich win po 9 czy nawet 12 złotych?
Macabeo z San Gregorio i crianza
Różnica w cenie odgrywa oczywiście rolę. I to niebagatelną. Bo już wino prawie dwukrotnie droższe - z winnicy San Gregorio za 1,80 euro (ok. 7,40 zł) jest lepsze! Macabeo Blanco daje w nos pysznymi ananasami, a po języku spokojną rześką kamiennością.
Z białych win ciekawa była Viura Sonsierra (2,40 euro), bardzo aromatyczna (zapach czuć z 5 cm od brzegów kielicha!), zupełnie inna niż klasyczne hiszpańskie wina z tego szczepu. Nie była gorzko-słona, tylko słodkawa. Z pewnością dlatego, że cieplejsza niż idealne 8 stopni, ale za to sprawiająca wrażenie wina słodkawego. Słoność się pojawia gdzieś tam głęboko, na samym finiszu, przy samym przełyku.
Biała Viura Sonsierra. Słodkawe, gorzko-słone w finiszu
Verdejo od Pinna Fidelis 2012 (3,20 euro) zbliżało się charakterem do sauvignon blanc, choć było średnio kwasowe, ale za to dawało po nosie lekko kocią kuwetą. Finisz był średni, ale za to te aromaty jabłkowo-agrestowe... bardzo dobre wino, pełne ciała. I pomyśleć, że za jakieś 12 złociszy. Ech!
Verdejo Pinna Fidelis (w środku). Zero wodnistości!
Przez chwilę powiało akcentem niemieckim - gdy ujrzałem na stole niebieską smukłą butlę. Hmm, w sumie seaty są niemiecko-hiszpańskie. Ale na szczęście Moscatel Finca de Zalamena (1,90 euro) nie ma nic wspólnego z Liebfraumilch.
Moscatel Finca de Zalamena (fot. PoWINOwaci)
Słodkawe, owszem. Z początku zamknięte, otwierające się po pewnym czasie. Ale nawet jak ciepłe, to wyborne. Z naturalnym aromatem, żadnych sztuczności, żadnych "gumowych węży"! Zostawiłem na 20 minut w kieliszku, by sprawdzić, czy nie rozjedzie się. I nic a nic!
Moscatel Nebbia. Słodycz na zimno (fot. PoWINOwaci)
Ale królem białych win - a może królową - został moscatel Nebbia! Ile kosztuje niebo w kolorze "blanco"? 2,95 euro za butelkę. Otwiera się długo, ale i potem długo emanuje. Nos wyczuł tu miód, brzoskwinię, trochę akacji, pod koniec słodycz lekko karmelizowanej cebulki... lekko kwiatowe posmaki. Ciała tu tyle, co u rubensowskich kobiet. A pomyśleć, że to tylko - a może aż - wino...