Wino i ludzie jak laleczki
Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines z Touraine Chenonceaux "Armel" 2012
Na każdym winnym pokazie ktoś elektryzująco przyciąga uwagę. Czasem magik, alchemik, cudotwórca, czasem ekscentryk, wesołek - dbający o świetny przekaz marketingowy. Na zeszłorocznej Langwedocji organizowanej przez Winicjatywę (ta winnica była także w tym roku) takimi osobami byli Francois-Manuel Delhon i jego żona Jacqueline z Domaine de Bassac - wytatuowali sobie wąsy na wewnętrznych stronach palców, zupełnie takie same, jak na ich flagowym winie Le Manpot, a na tegorocznej degustacji French Wine Discoveries takimi osobami byli Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines, z Doliny Loary.
O ich musującym Dans les Etoiles pisałem przy okazji wpisu o szampanach i innych bąbelkach. Pomyślałem jednak, że warto im poświęcić parę słów - bo ich przykład pokazuje, jak ciekawie można zacząć budować wizerunek winnej marki.
- To wy? - zapytałem, wskazując na etykietę win Domaine des Pierrines. Są na niej dwa korkociągi stylizowane na postać męską i kobiecą. A raczej na laleczki - chłopca i dziewczynkę. Są też na "standzie" (czy jak tam nazywa się to ustrojstwo, które mają na stanowisku). - Tak, to my! - uśmiechają się Caroline Simier i Fabrice Delaunay. Oboje rzeczywiście są jak laleczki. Fabrice ma najwyżej 168 cm wzrostu, Caroline o 10 albo i 12 mniej. Uśmiechnięci. Mają razem dzieci, choć nie są małżeństwem. - On trochę nie chce się żenić - zwierza się Coroline, gdy Fabrice częstuje dwa metry dalej jakiegoś gościa.
Nie tylko młodo wyglądają, ale chcą także odmłodzić wizerunek wina - sprawić, by stało się kumpli, przyjaciół, ale też przyjemnością. I o ile o Bordeaux też można by tak mówić, to pijąc wino znad Żyrondy wyobrażam sobie raczej dwóch nobliwych bankierów, a w przypadku des Pierrines raczej zbuntowanych studenciaków - synków owych bankierów, biesiadujących z koszykiem pod filarami mostu na Sekwanie w Paryżu.
Tym bardziej, że wino des Pierrines nie odstrasza ceną. 5 euro kosztuje Touraine Chenonceaux "Armel" 2012 (50 proc. malbec, 50 proc. cabernet franc - całość fermentowała razem w betonowych kadziach) - flagowy produkt. Całość W aromacie czarne owoce i pieprz, a w pierwszym wrażeniu smaku zaskakująco jedwabiste. Całość kompleksowa i ładnie ułożona, w finiszu znów dochodzi do głosu przyprawowość. Taniny całkiem przyjemne, szybko zanikające. Wprost przeciwnie niż te dwie korkociągowe laleczki patrzące na mnie z etykiety!