Winem gości, a nie tylko chlebem i solą!
Pamiętamy wszyscy niedawne rewelacje NASA o odkryciu gdzieś tam w kosmosie, całkiem blisko – kilkadziesiąt lat świetlnych od nas – bliźniaczego układu planet. Mają tam być prawie takie same warunki jak u nas. A więc nie tylko chodzą do szkół, stoją w korkach i wypruwają żyły w korporacjach, ale po godzinach mogą raczyć się winem!
Stąd właśnie mój temat Winnych Wtorków. Zastanawiałem się, jakim winem powitałbym kosmitów, gdyby u nas wylądowali. Przy założeniu, że nie są krzemową formą życia (wtedy częstowałbym pewnie szkłem wodnym), tylko białkową – czyli całkiem podobną do nas.
Zastanawiałem się długo i szczerze mówiąc w sukurs przyszedł mi Festiwal Win Kalifornijskich (California Wine Festiwal), organizowany kilka dni temu w Warszawie, w hotelu Victoria. A to z dwóch powodów.
Po pierwsze, bo USA mają pewną już wprawę w przyjmowaniu UFO-ludków. Że wspomnę „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” czy „ET” (w pozytywnym znaczeniu) i „Dzień Niepodległości” czy „Wojna Światów” (w świetle niezbyt przyjaznym).
Po drugie – podanie win z RPA nie wchodziło raczej w grę ze względu na „Dystrykt nr 9”, bo pamiętamy, że przybysze nie zostali zbyt gościnnie przyjęci w kraju złotych krugerandów.
Po trzecie – bo spróbowałem wina, które zrobiło na mnie ogromne, wręcz piorunujące wrażenie. Na szczęście zdążyłem spróbować jeden kieliszek – Ridge Monte Bello Cab 2013!
Pierwszy zwiastun już w składzie podanym na dole etykiety: 80 proc. Cabernet Franc, 8 proc. Petit Verdot, 7 proc. Cabernet Franc i 5 proc. Merlot. Bordoskie składniki, niby nic niezwykłego... W aromacie jest zaledwie przedsmak pewnej niezwykłości, bo oto czerwone i czarne owoce, trochę lukrecji, pieprzność... Ale wystarczy łyk wziąć na język i następuje eksplozja! Jest przede wszystkim lekkość i elegancja. To pierwsze co przychodzi na myśl. Że oto mamy wino powietrzne, potem dopiero dochodzi korzenność, podnoszące się gdzieś pierwiastki balsamico, trochę śliwki, nieco ziemistości, przepływ eleganckiej, zeszlifowanej na błysk taniny... Jest też kwasowość, która czyni ten cały odbiór jeszcze smuklejszym, jeszcze czystszym!!!
Żadne z win próbowanych na tym festiwalu nie zbliżyło się w stronę Monte Bello. Nie znaczy to, że nie było wyśmienitych win, ale Monte Bello jest po prostu wyjątkowe! Sama winnica zresztą też ciekawa, bo leży zupełnie z dala od winiarskich słynnych dolina Napa i Sonoma. Ridge leży na wzgórzach na południu od San Francisco i na zachód od San Jose. 900 metrów nad poziomem Pacyfiku, od którego dzieli ją 15 mil lasów.
Grona pochodzą z 24 parceli, przechodzą selekcję maszynową, potem ręczną. I są starzone w beczkach (96 proc. nowego amerykańskiego dębu suszonego na powietrzu i 4 proc. nowego francuskiego) długo – 18 miesięcy.
Rocznik 2012 został w zeszły, roku jednym z 10 win 2016 roku Wine Spectatora! Zajął w rankingu 7. miejsce. Całkiem niezła wizytówka dla „nie-ziemian”. Oczywiście 2013 jest uznany nieco gorszym winem – ale myślę, że kosmici o te 1-2 punkty nie będą robić dramatu. No, chyba że mają w swoich piwniczkach już rocznik 2001, który uznawany jest za wino 99-punktowe. Ale co zrobić...
Do Polski Ridge sprowadza Winkolekcja, ale Monte Bello nie ma. Jakby było, kosztowałoby z 600 zł albo i więcej. Bo powstaje jedynie 36 tys. butelek, z czego jedna trzecia nie opuszcza USA. Acha, wszyscy krytycy są zgodni, że najlepsze lata wino ma przed sobą, bo będzie świetne od 2020 nawet do 2050 roku. Kosmici mogą więc wziąć coś wziąć ze sobą na podróż. W końcu parę lat świetlnych do siebie będą wracać. Na przyjazd będzie jak znalazł!
A tym częstowaliby ufoludków inni Winni Wtorkowicze:
- Catalandelights czyli Marzena z Hiszpanii: Garnachą
- Italianizzato: proste Negroamaro!
- Nasz Świat Win: trzy wina do wyboru
- Zdegustowany: bąbelki dla UFO-ludków