Vecchia Landa Nebbiolo d'Alba 1994
Im starsze tym lepsze? Już ci amatorzy win, którzy dostąpili pierwszych stopni wtajemniczenia, wiedzą, że to nie zawsze prawda. Jasne. Ale zawsze w człowieku jednak ta chęć eksperymentowania, a może przekora? Współczesny człowiek pije wina świeże, których grona jeszcze rok czy dwa lata temu wisiały na krzewach, ze sto lat temu pijało się jakieś 30-letnie albo i jeszcze bardziej wiekowe starocie. Jesteśmy tak rozpieszczeni "owocem", młodością, lekkością i świeżością, że już nawet zapach wanilii nam (niektórym) przeszkadza, a już ewoluowany zapach to dla nas rupieć, zabytek, zgnilizna, śmierć!
Tak przynajmniej było w moim przypadku - gdy na fejsbukowej grupie pojawiło się zdjęcie 24-letniej butelki (0,75) Nebbiolo d'Alba z pytaniem, ile może być warte. "Mebel", "loteria", "już nie żyje albo ledwie zipie" - padały głosy. Że nie wiadomo jak przechowywane, że nie wiadomo co po tylu latach się zadziało. Zaryzykowałem.
Bo wiadomo - ani to porto, ani tokaj, ani bordeaux, ani nawet barolo (choć z gron Nebbiolo!) od bardzo znanego producenta. No nic, pojechałem, odebrałem. Z zewnątrz wyglądało całkiem całkiem - folia nienaruszona, poziom wina - w szyjce. Korek twardy, zdrowy, jasny, mocno tkwiący w szyjce, nie wypchnięty. Ale po wyjęciu dolna część okazała się w słabej kondycji - namoknięta i ciemna. Ale wino korkowe nie było!
Nalałem do dekantera. Osadu było nieco na dnie butelki, ale niewiele - na oko pół małej łyżeczki, a może i jeszcze mniej! Po nalaniu pierwszego kieliszka zapach zredukowany - najpierw czuć pewną nieprzyjemną staroć. Stare deski w zrujnowanym domu, stare drewno o tle słodkim (ale nie ma śladu zbutwienia!), potem wchodzą pewne miodowe akcenty, politurowe, przypominające nieco sherry. Po kwadransie, a może i 20 minutach - pojawiają się nuty mięsne, boczkowe, sosu sojowego, umami, po chwili do głosu dochodzą akcenty toffi, karmelu, skóry. Kolor ceglasty, jasne, stanowczo bardzo starego wina. Dość klarowne - przynajmniej ta ilość, która centymetrową warstwą zakrywa dno kieliszka.
W smaku wino zupełnie inne niż w aromacie! Nie ma prawie żadnego owocu - zniknął już niemal całkiem, pozostawiając pewne echo. Zostały za to wyraźnie wyczuwalne kwasowość i tanina. Struktura jest szczupła, nie ma żadnej gęstości. To, co trzymam na języku to drabina oparta na dwóch kręgosłupach: kwasowości bardzo, ale to bardzo żwawej i taninie drobniutkiej, ale wysuszającej bardzo jamę ustną. W taki sposób, że mam poczucie, że stawia mi do pionu i pojedynczo wszystkie kubki smakowe na języku. Czy jest uczucie przykrości? O dziwo, nie ma. Gdyby nie aromat pewnej starości, to na podstawie smaku można by sądzić, że to kilku-, killkunastoletnie barolo ze starej, tradycyjnej szkoły!
Zostawiam w dekanterze na noc. By wciąż nabierało powietrza. Rano o godz. 7.40 jest już wygładzone, zyskało aromaty spójne, przypominające wnętrze starego, ciemnego magazynu z beczkami pełnymi malagi jest też w aromacie stara biblioteka z oprawionymi w skórę księgami i fotelami, liście starego cygara, wszystko pod lekko karmelową mgiełką. Smaku złagodnienie nie objęło - jest wciąż mocna garbnikowość i wielka kwasowość. Może pojawił się w finiszu jakiś lekko octowy akcencik...
Była loteria, ale los okazał się dość łaskawy. Dla wina 24-letniego! Którego grona zbierano, gdy byłem dopiero na 4. roku studiów. Teraz oczywiście pojawia się pytanie: czy ja bym chciał pić takie wina? Hmm... Chyba jesteśmy już "spaczeni" owocem i młodością, by takie wina nam bardzo smakowały. Jeszcze może te słodkie - dzięki wysokiemu cukrowi, który trwa w nieskończoność - jakoś bardziej tolerujemy, a w tych przypadkach, gdzie smak wchodzi w zupełnie inne rejestry, nabieramy dystansu, nieufności i wolimy grzecznie podziękować. Ale 40 zł, by dowiedzieć się tylu rzeczy na własnym podniebieniu i nosie, było warto!