Ironstone Reserva Chardonnay 2013
Są takie momenty, kiedy trzeba wybrać. Miałem taki moment. Jadąc przez Kalifornię u boku Najlepszej z Żon, z ześrubowaną trzy tygodnie wcześniej nogą, musiałem wybrać: zwiedzimy winnice, próbując i słuchając o krzewach, glebie i terroir albo pojedziemy przed siebie, byle chłonąć wszystko dookoła i połykać mile, zatrzymując się w miejscach tych jedynych... No tak, winnica to też miejsce niepowtarzalne, ale jednak tu krzewy, tam krzewy, tanki, beczki, gleba...
Gdzieś na wschód od Sacramento. Daleko od Ironstone. Ale co zrobić!
Przed drogą do Napa skręciliśmy w lewo, nad Lodi przemknęliśmy jakieś 40 mil na północ... A tam Ironstone. Wino, które nieodmiennie robi na mnie wielkie wrażenie. Tak jak zrobiło na seminarium Discover California Wines cztery lata temu. Oraz nieco później na degustacji win kalifornijskich.
Tym razem w posiadanie butli Estate Crown Reserve 2013 (importer Vine Avenue) wszedłem drogą wymiany za inne białe wino z Europy. I to są zupełnie inne smaki, inne klimaty... Tu jest beczka. I co za tym idzie, palone masło, kremowość, może lekkie utlenienie, ale wciąż z przywiązaną rześką kwasowością. To wszystko na osnowie owocowej - jabłkowej, melonowej. Tylko 8 tysięcy butelek rocznie, co jest produkcją jak na USA niemal butikową. Świetne wino do tłustych ryb i makaronów w białych, śmietanowych sosach.
Ale ja tym razem piłem hedonistycznie - bez psucia wina jedzeniem. Tak jak czasem uwielbiam :)
Wino na 6 pkt w skali Winiacza!