Chateau Lousteauneuf No.9 2017
Ciężko mi ostatnio - z bólem serca muszę przyznać - trafić na Bordeaux, które byłoby niezbyt drogie, a dawało całkiem niezłą satysfakcję. Tak, wiem - dzieje się tak z powodu kilku przyczyn.
Po pierwsze, to ostatnio było wiele Tokaju, białego oczywiście, bardzo dobrego. I niemal zero czerwieni. Po drugie - nie mieszkamy we Francji, a pamiętam (i wierzę, że to się wciąż tam dzieje) małe sklepiki z obecną półką win, gdzie kilka środkowych miejsc zajmowały bardzo przyzwoite bordoszczaki za kilka euro. Żadne tam Grand Crus, ale naprawdę przyzwoite i smaczne czerwienie. U nas to zjawisko nie występuje. Bo oto występuje zjawisko trzecie - nikt już w Polsce z importerów nie stawia na tanie, choć przyzwoite i przystępne Bordeaux, tylko na "pewniaki" - Portugalię, Hiszpanię, tzw. Kalifornię, może Gruzję, Mołdawię. Po czwarte - sam to słyszałem wiele razy z ust klientów sklepów winnych - "bo te wina francuskie to takie kwaśne...". Jeszcze można oczywiście dołożyć argumenty w postaci nazwy. Że pokażę - tytułem dygresji - jeszcze jeden "gwóźdź do trumny":
Nazwa Polaka nie zachęci, ale sam chętnie bym spróbował. Źródło: www.bordeaux.com
Coś takiego może zabić ostatecznie wszelkie próby dyskusji. Ale na szczęście nie wierzę do końca w takie zapatrywania i oto wiedziony ciekawością spróbowałem bordoszczaka (który chyba pojawił się dość niedawno, choć głowy nie dam) od Roberta Mielżyńskiego - Chateau Lousteaunef No.9 2017. Z Medoc.
I to jest to! Tylko uwaga, nie od razu po wyjęciu korka. To bordos - kocha oddychać. I musi to robić. Bardzo przyjemna czerwień - na początku tylko kwasowy, i lekko owocowo-ziemisty, ale potem rozkłada wachlarz... Jest wiśnia i ciężkie drewno, jest leśna ściółka i szafa pełna skórzanych torebek starej ciotki. Takich zamszowych. A może to biblioteka stryja z oprawnymi w skórę starodrukami. Na języku jest to, co prywatnie nazywam "bateryjką" (dotykaliście kiedyś językiem dwóch elektrod płaskiej baterii? To jest to!). Jest tu pewna słoność, lekka słodycz (to raczej powaga struktury), jest też kwasowość. I tanina. Wszystko naraz. Oraz jeszcze świetna - w punkt zarysowana - koncentracja. W butli zostaje całkiem sporo osadu czyli filtrowanie, jeśli było, zostało przeprowadzone z umiarem.
Bardzo fajny bordoszczak w cenie, która nie zabija, a daje nadzieję, że jeszcze nam Bordeaux nie zginęło!
(Wino - Zakup własny)