poniedziałek, 28 marca 2016

Riesling z Alzacji, ale o dziwo kamienny!

Rieffel Riesling Zotzenberg Grand Cru 2012


Kto nie kocha dostawać prezentów? Nie ma takiej osoby. Nie trzeba do tego św. Mikołaja na Boże Narodzenie czy zająca na Wielkanoc. Wystarczą... wakacje i podróże znajomych. Z takiej właśnie podróży Sebastian z bloga Zdegustowany przywiózł mi trzy butle, a jedna z nich okazała złamać rieslingowy stereotyp.

Większość alzackich rieslingów (Artur Metz jest choćby przykładem wzorcowym) charakteryzuje się pewną miękkością, w opozycji do niemieckich - twardych, krystalicznych. Oczywiście to nie dogmat, ale pewien wyznacznik. Który w alzackim prezencie od Sebastiana wziął w łeb. Bo tu od razu po wyjęciu korka (bardzo dobrej zresztą jakości) - czuć po prostu szkiełko, okruchy kryształów, kwarcu. Podobnie jak w wielu niemieckich, które choćby ma w swej ofercie Jung&Lecker.

Gdzie ta alzacka miękkość? Brak! Jest też trochę cytrusów i owoców tropikalnych. Od razu ma pewne nuty naftowe, petrolowe (choć wielu ludzi wina nie lubi tego słowa). Za nic w świecie nie robi się ciastowaty. Ładnie się napowietrza i ewoluuje. Drugiego dnia jest bardziej lniany, tleniony, choć kwasowość jest wciąż jak sztormowa fala. Struktura o dziwo dość mocna, choć ażurowa.

Winnica Rieffel od 2009 r. postawiła na organikę, wino ma istotnie certyfikat Bio, a zawartość cukru ok. 2-3 g/l. Bardzo, ale to bardzo dobre wino. Gdybym miał oceniać, pewnie dałbym 6 i pół punkta, a może i 7!!! Piłem z przyjemnością "solo", bo czyż trzeba czymś zakłócać przekonanie, że Alzacja nie jest zupełnie francuska?