Rieffel Riesling Zotzenberg Grand Cru 2012
Kto nie kocha dostawać prezentów? Nie ma takiej osoby. Nie trzeba do tego św. Mikołaja na Boże Narodzenie czy zająca na Wielkanoc. Wystarczą... wakacje i podróże znajomych. Z takiej właśnie podróży Sebastian z bloga Zdegustowany przywiózł mi trzy butle, a jedna z nich okazała złamać rieslingowy stereotyp.
Większość alzackich rieslingów (Artur Metz jest choćby przykładem wzorcowym) charakteryzuje się pewną miękkością, w opozycji do niemieckich - twardych, krystalicznych. Oczywiście to nie dogmat, ale pewien wyznacznik. Który w alzackim prezencie od Sebastiana wziął w łeb. Bo tu od razu po wyjęciu korka (bardzo dobrej zresztą jakości) - czuć po prostu szkiełko, okruchy kryształów, kwarcu. Podobnie jak w wielu niemieckich, które choćby ma w swej ofercie Jung&Lecker.
Gdzie ta alzacka miękkość? Brak! Jest też trochę cytrusów i owoców tropikalnych. Od razu ma pewne nuty naftowe, petrolowe (choć wielu ludzi wina nie lubi tego słowa). Za nic w świecie nie robi się ciastowaty. Ładnie się napowietrza i ewoluuje. Drugiego dnia jest bardziej lniany, tleniony, choć kwasowość jest wciąż jak sztormowa fala. Struktura o dziwo dość mocna, choć ażurowa.
Winnica Rieffel od 2009 r. postawiła na organikę, wino ma istotnie certyfikat Bio, a zawartość cukru ok. 2-3 g/l. Bardzo, ale to bardzo dobre wino. Gdybym miał oceniać, pewnie dałbym 6 i pół punkta, a może i 7!!! Piłem z przyjemnością "solo", bo czyż trzeba czymś zakłócać przekonanie, że Alzacja nie jest zupełnie francuska?