Wino z nauki czyli z wizytą w Winnicy Korol
Pierwszy raz Winnicę Korol zobaczyłem jadąc służbowo w zeszłym roku przez Podlasie. Była jesień, piękny dzień, choć wschodnia granica Polski ogarnięta zakazami. Wjechałem w Mielnik, małą miejscowość po drodze. Chciałem zawrócić, by jechać dalej na północ, i wtem... mignęła mi tabliczka z napisem "Winnica" i strzałką. Szybkie wciśnięcie hamulca, zawrotka i oto po chwili piąłem się pod górę stromą uliczką (górki to jednak rzadkość w pobliży Siemiatycz, ale jak się okazało nie tutaj...).
I rzeczywiście. To nie był żart. Trwały wtedy jakieś prace i nikt nie odbierał telefonu, odjechałem niejako z kwitkiem, obiecując, że wrócę. I to się udało po roku z okładem. Przyjechaliśmy odwiedzić Winnicę Korol z Jurkiem w bloga Winne Okolice i Olafem z Wino w Obiektywie.
Choć winnica istnieje oficjalnie od 2010 r., to wszystko się zaczęło w 1995 r. Wówczas Mikołaj Korol posadził pierwsze winne krzewy. - Robiłem wino ze wszystkiego, także z owoców. I wychodziło bardzo dobre - wspomina pan Mikołaj. - Ale kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, stało się jasne, że przyszłość jest w winie z winogron.
Skąd pomysł, że właśnie... winnica na wschodzie? Z naukowego punktu widzenia - a ściślej - z mapy nasłonecznienia w Polsce. Na niej oto widać, jak tłumaczy pan Mikołaj, inżynier chemik z wykształcenia, to właśnie w Mielniku i okolicach mamy największe w Polsce nasłonecznienie.
W miejscu zaznaczonym strzałką jest Winnica Korol (mapa z IMGW)
- Nie koło Zielonej Góry, na Dolnym Śląsku czy na Podkarpaciu, tylko właśnie tu, na Ziemi Drohiczyńskiej. To było widać na mapach IMGW. Jak się przyjrzymy regionom, gdzie powstają wspaniałe wina białe, Chablis czy rieslingi w Niemczech, to tam klimat nie jest tak bardzo inny niż w Polsce - wyjaśnia pan Mikołaj. - Problemem są wina czerwone, ale nie o temperaturę tu chodzi, ale właśnie o liczbę słonecznych dni w roku.
Do pracy Mikołaj Korol podszedł metodycznie. W 2012 roku skończył studia enologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, zainwestował w nasadzenia przy domu, pobudował budynki winiarni z salami na stalowe tanki i beczki, z salą degustacyjną i pięknym tarasem, na którym latem się przyjemnie siedzi, oglądając rzędy winorośli. Większa parcela jest oddalona o kilka kilometrów, obok rezerwatu przyrody Góra Uszeście.
Dziś ma 6 hektarów, na których rośnie ok. 30 odmian winorośli. Nie stosuje herbicydów, ale nie inwestuje w certyfikaty. Woli wina poddać ocenie na konkursach winiarskich. Dyplomów w salce degustacyjnej wisi mnóstwo. Siarki używa bardzo niewiele, unika filtrowania win czerwonych. I z nich jest najbardziej dumny, choć ma także wina białe - hibernala, rieslinga, gewurztraminera czy chardonnay.
Jak smakują wina? Mieliśmy okazję spróbować kilku okazów jeszcze z beczek.
Regent 2020 - tu zaskoczenie. Polski regent, jak to w przypadku hybryd, zwykle bywał nieco "lisi", buraczkowy, kwasowy, ostry. A tu zaskoczenie - nic na pierwszy rzut nosa hybrydowego. To uładzone wino. Ma mnóstwo owocu spod znaku przyjemnej wiśni. Lekka struktura, ale bardzo przyjemna. Ułożone wino o ładnej kwasowości.
Cabernet cortis 2020 - tu już więcej czarnej porzeczki w aromacie. Poważniejsze wino, bardziej krągłe, bardziej ułożone, ale... jeszcze bardziej kwasowe. Struktura bardziej krzepka. Wino jeszcze lepsze niż regent.
Cabernet mitos 2019 - tu już zdecydowana czarna porzeczka w aromacie, ale w smaku dzikość taniny. Może nawet wręcz tarniny, głogu. To jest mega garbnikowe wino, wciąż jakby nieokiełznane, mocno poprowadzone. Z ogromnym potencjałem na dojrzewanie na lata!
Cabernet dorsa 2020 - to jest bardzo czyste, wino z prostym, a właściwie - szczerym - pięknym owocem. Aromat przywodzi na myśl pestki z wiśniowego kompotu, jest punktowe, jasne w odbiorze, bardzo przyjemne.
Cabernet sauvignon 2020 - z beczki z bułgarskiego dębu. Od razu wyczuwalne piękne cechy cs - czerwony owoc z lekko paprykowym dopełnieniem, akcentem cedru, ze świetnie wyważoną i dobrze wtopioną taniną, lekka - znakomicie dobrana - kwasowość.
Pinot noir 2020 - tu zgoła odmienne wino. Jest delikatniejsze, pokomplikowane nieco. W aromacie pełno delikatnych wiśni w czekoladzie, z pewnym akcentem dżemistości, bardzo wysoką kwasowością i mega długim finiszem. Potem zamiast wiśni dochodzą do głosu aromaty truskawek, potem jeszcze coś innego (nie mamy jednak tyle czasu, by posiedzieć przy tym winie 4-6 godzin, by się otworzyło.
Gdybym nie spróbował własnym nosem i podniebieniem, nigdy bym nie uwierzył w to, że tuż pod granicą z Białorusią (jakieś 12 km) powstają najlepsze chyba wina czerwone w Polsce. U Korola kupują je nawet... policjanci. Ale to już całkiem inna historia.
Mnóstwo znakomitości w beczkach (fot. Olaf Kuziemka)